Ciekawe dlaczego nie ma w nas miłości? Czemu zawsze, gdy mamy odmienne zdania, musimy się pokłócić? I czemu mamy gdzieś uczucia i starania innych? Nie wiem, ale żeby to naprawić, musimy zacząć od siebie, a to jest chyba najtrudniejsze...bo co to za problem zrobić koncert ewangelizacyjny i nawracać tłumy? Żaden w porównaniu do naprawiania samego siebie. Nie myślałam, że poznam w nowej szkole tyle wierzących osób. To niesamowicie cieszy i podnosi na duchu. Czekam na lekcję, zaczynam rozmowę z koleżankami z klasy, okazuje się, że chodzą do salezjańskiego oratorium w Sępopolu i bały się, że nie zostaną zaakceptowane w nowym środowisku i nie znajdą podobnych do siebie osób - zupełnie tak jak ja. Przechodzę obok dziewczyny, widzę breloczek "nie wstydzę się Jezusa" (w duszy uśmiech od ucha do ucha), za chwilę wymiana kilku zdań i nowa znajomość gotowa :) Koleżanka zauważa na fejsiku, że byłam na rekolekcjach i od razu zaczyna się rozmowa o rzeczach nie tylko przyjemnych...