Czy wierzę w przeznaczenie? Wierzę. Zmęczeni, ale zadowoleni z zakupów, wracamy do domu. Nie - jednak nie wracamy, autobus nie przyjeżdża i zostajemy uwięzieni w Olsztynie. Dobrze, że chociaż mamy gdzie spać. Wstajemy rano pełni sił, a Marta nagle zaczyna umierać i umiera tak sobie 3 godziny. Wchodzimy do autobusu, szczęśliwi że wreszcie możemy wrócić do domu. Nie - nie może być tak łatwo. W Barczewie autobus łapie gumę. Głodni w deszczu szukamy czegos do jedzenia i czekamy na transport, dobrze, że dziadek zgodził się przyjechać. Jakimś cudem udaje nam się wrócić do domu. Idziemy na pizzę i frytki, a zaraz potem Marta znów zaczyna umierać i umiera tak sobie kolejne 4 godziny, zupełnie jak Werter. Oby tylko nie skończyło się tak, jak w jego przypadku.