W piątek wreszcie okazało się, kto jest lepszy z francuskiego (chińczyk chyba jednak nie ma zbyt wiele wspólnego z tym językiem). A zatem, tak naprawdę nikt, bo brakowało nam tylko 4,5 punktu do wielkiego sukcesu. My to jednak jesteśmy wspaniałe :)
Na dobry początek weekendu, wieczór z Adrianem, Ewą, Magdaleną i Carcassonne.
Ze względu na brak czasu na cokolwiek, postanowiłyśmy z Martyną wybrać się w dalekie strony, aż za granicę świata, by świętować razem z Żanetą i Igorem ich pełnoletniość. W takim miejscu naprawdę można poczuć się jak w innej czasoprzestrzeni i zapomnieć o realnym świecie, ale chwila wystarczy, by brutalnie przypomnieć sobie o rzeczywistości. Tak więc, wracam do życia, chociaż nie czuję się zbyt żywa, i zabieram się za moją ukochaną łacinę, bo quidquid discis, tibi discis. Powiem tyle: przygniotło mnie życie i boli mnie kolano.
Komentarze
Prześlij komentarz